Południe Francji, Avignion. Lato, upał w dzień, upał w nocy. Mistral huczy nad murami. Chodzimy po ulicach z piaskiem Sahary w ustach. Festiwal teatralny. Makijaże spływają z twarzy, gesty więdną. Większość zamknięta w teatrze. Nadają, odbierają...
A my na zewnątrz. Na ścianach budynku obrazy Grześka Szymczyka, w beczce ognisko, na stole stoi tyle ile się da. Jest gitara, w dzień leży gdzieś między miotłami a francuskimi kluczami, teraz zaczyna działać.
Przyjechaliśmy pięćsetką z Andaluzji na jedną noc, na jedno spotkanie. Cyganie o czarnych włosach, zabrużdżonych twarzach i w kreszowych dresach. Gospodarz zapewnia, że to uczeń Pako de L. Instrument w jego rękach to potwierdza. Jeszcze cajon i śpiewy.
Przed porankiem upał daje spokój, na chwilę.
Lipiec 2004
A my na zewnątrz. Na ścianach budynku obrazy Grześka Szymczyka, w beczce ognisko, na stole stoi tyle ile się da. Jest gitara, w dzień leży gdzieś między miotłami a francuskimi kluczami, teraz zaczyna działać.
Przyjechaliśmy pięćsetką z Andaluzji na jedną noc, na jedno spotkanie. Cyganie o czarnych włosach, zabrużdżonych twarzach i w kreszowych dresach. Gospodarz zapewnia, że to uczeń Pako de L. Instrument w jego rękach to potwierdza. Jeszcze cajon i śpiewy.
Przed porankiem upał daje spokój, na chwilę.
Lipiec 2004